Muzyczny towarzysz



poniedziałek, 5 stycznia 2009

"Mag", John Fowles

      Pół kilograma papierowej wagi, 669 stron oraz zachęcający "śmiercią, seksem i straszliwą przemocą" tekst na tylniej okładce książki, to fakty, z którymi stykamy się w pierwszym kontakcie z "Magiem". Wbrew tytułowi nie jest to powieść z gatunku fantasy, lub przynajmniej gatunek literacki obfitujący w zjawiska nadnaturalne. Jednakże nie jest to również prosta opowieść o życiu bohtera, wchodzącego w równie proste sytuacje, z jakimi przyszło nam mierzyć się codziennie. W gruncie rzeczy, napisanie kilkunastu zdań o dziele Fowlesa nie przychodzi łatwo, a on sam zaś twierdzi, że stworzona przez niego lektura jest czymś w stylu testu Rorschacha, w którym czytelnik projektuje swoje własne podświadome lęki lub pragnienia.

      A jest na czym projektować, bowiem Nicholas Urfe, którego oczyma staramy się prześwietlić mrok wielowarstwowej rzeczywistości, zostaje wplątany w labirynt zagadek. Przyjmuje rolę Tezeusza, choć każda nić, którą stara się pochwycić jego rozpalany coraz to nowymi, nieoczekiwanymi wydarzeniami, co chwila mu umyka. Poznany przezeń starszy pan, Maurice Conchis, zamieszkujący uroczą willę Bounari, oplątuje Nicholasa misterną siecią niewiadomych, strając się podważyć, a wręcz zdruzgotać, jego wiarę w ludzi oraz wyznawane zasady. Dużo tu kwestii filozoficznych, dotyczących moralności i metafizyki, wątków literaturoznawczych i kulturowych, takich jak różnice pomiędzy wyspiarskim (angielskim) a europejskim podejściem do życia.

      Jednakże siła "Maga" nie leży wyłącznie w intelektualnych rozważaniach lub smakowych nutach detektywistycznego dochodzenia do prawdy, która i tak pozostanie zawoalowana. Siłą tą jest ustwienie czytelnika w pozycji swiadka, który obserwuje proces dojrzewania bohatera, dorastania do pełnego zrozumienia istoty związku pomiędzy mężczyzną a kobietą. Bynajmniej proces ów nie zachodzi w aurze ckliwości oraz sentymentalizmu, i choć pewnych różowych ubarwień zabraknąć nie mogło, to wszystko dzieje się na płaczyźnie psychologicznie wiarygodnej. Stosunek Nicholasa do płci pięknej, przejawiany zarówno w jego czynach, jak i myślach (dwa wymiary nie zawsze pozostające ze sobą w zgodności), podlega ewolucji. A wraz z nią ewoluować może i nasze podejście.

      Osobiście jestem zadowolony z książki i z czystym sumieniem po prostu ją polecam. Nie uważam jednak, iż przysługuje jej dumne miano "arcydzieła literatury XX wieku", z jakim to tytułem można spotkać się na okładce. Trzeba powiedzieć, że podczas pierwszych 100-150 stron odnosi się wrażenie niepotrzebnej dłużyzny oraz przeciętności, natomiast niektóre dialogi lub, co częściej, monologi są przesycone patetyzmem, niekiedy wręcz śmiesznym. W moim odczuciu zabrakło także bujnych w sugestywne słowa opisów, choć pióro Fowlesa jest lekkie i przyjemne w odbiorze. Pomimo wszystkich tych zastrzeżeń czerpałem satysfakcję czytając powieść.

Dziękuję Paulina

16 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Dostałam niedawno jako prezent urodzinowy. Teraz leży na półce wraz z innymi książkami, które czekają na lepszy czas, by po nie sięgnąć. Niestety będzie to dopiero za pół roku, a jeśli wcześniej to za miesiąc. Wcześniej nie mogę, bo jak zacznę czytać to już od razu muszę skończyć. Bo ja książki pochłaniam, nie potrafię odłożyć ich w międzyczasie na półkę i dawkować.

Od prezento-dawcy słyszałam, że o ile ciężko się ją momentami czyta, o tyle potem się nie żałuje, i oczywiście, że jest świetna. Pozdrawiam.

~green

Anonimowy pisze...

zaciekawiłeś mnie :)

Łukasz pisze...

green
To Twój prezentodawca miał rację :-) Znaczy się jesteś po prostu aktualnie zajęta i czytać nie możesz? Oj, znam to niestety...

sorciere
I bardzo dobrze :->

Anonimowy pisze...

Aktualnie jestem zajęta czytaniem innych, mniej pasjonujących książek. W wolnym czasie robię zaś rzeczy, którym poświęca się mniej czasu i uwagi i raczej spotykam się z ludźmi, zamiast zamykać się w pokoju z lekturą. Przyjemność z czytania to tylko wtedy, kiedy jest duuużo wolnego czasu. :-)

~green

Łukasz pisze...

To Ty jesteś taką czytelniczką z doskoku. Tak jak ja zresztą - przez kilka miesięcy nic nie czytam, a potem 3 jakieś grube tomiszcza i wielki ze mnie znawca literatury ;-D

Anonimowy pisze...

Tak mi się chciało czegoś na oddech ,bo teraz się pasłam polityką i wielka historią. Więc chętnie ,chętnie ...Tylko czy zdobędę. Na szczęście biblioteka w domu kultury tuż obok jest naprawdę imponująca i nowości w niej moc. Całuski i serdeczności ślę dla Ciebie ŁUKASZU i TWOICH GOŚCI.. Bogusia=Brydzia=Petronelc

Anonimowy pisze...

Tak, z doskoku właśnie. Ale za to jak już zacznę czytać, to wsiąkam. I nie ma mnie. Jedyne co robię oprócz, to jem. Nawet spać, najchętniej bym nie spała, ale jeść to muszę. Gdybym tego nie robiła, to rzeczywiście by mnie nie było w dosłownym znaczeniu. Szkoda, że literami nie można się najadać...

~green

Anonimowy pisze...

Jak tylko uporam się z obowiązującymi mnie do pracy lekturami, z pewnością przeczytam polecane książki :)
Pozdrawiam :)

Anonimowy pisze...

Witaj! Trafiłam na Twojego poprzedniego bloga przez przypadek, ale muszę przyznać, że zachwycił mnie Twój styl pisania. Przeczytałam już prawie wszystkie notki i jestem naprawdę pod wrażeniem tego w jaki sposób podchodzisz do życia i jakie masz podejście do pewnych spraw. Szczególną moją uwagę przykuły notki: 'Otwartość, zrozumienie i granice bliskości' oraz 'Tak niekiedy traci się niebo'
Myślę, że będę częściej odwiedzać Twojego bloga i czekać na kolejne notki.
Pozdrawiam.
~orchidea

Łukasz pisze...

Bogusia
Cóż, nie wiem, czy to jest taka książka na oddech ;-) W sumie nie czyta się jej tak bardzo lekko, a i bywa tak, że nie wie się, o czym się czyta, hahaha. Wielka historia to to nie jest, ale lekki spacerek także nie.

green
Hmmm, ale chyba nie czytasz tyle dni, byś, nawet zapomniwszy o jedzeniu, mogła umrzeć ;-) Czy czytanie książek może być niebezpieczne? Hahaha.

margi
Ciekaw jestem, jak Tobie by się owa książka podobała :-)

orchidea
Dziękuję Ci bardzo za tak miłe słowa. Czasami uda mi się napisać coś głębszego i cieszy mnie, że przypada Ci to do gustu. Mam nadzieję, że skłania do zastanowienia się na swoim własnym życiem i doświadczeniami. Pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Bo Ty mnie nie widziałeś. :-P Gdybyś mnie widział, żadnej głodówki byś mi nie życzył. Poza tym: dobra green, to najedzona green. ;-)

Łukasz pisze...

Taka chuda jesteś? To chyba niezbyt dobrze, nie sądzisz? Słyszałem nawet, że wskaźnik BMI, czyli to, czym mierzymy nad- i niedowagę jest lekko błędny i stan lekkiej nadwagi jest dla organizmu najwłaściwszy. A Ty nie daj Boże jeszcze masz niedowagę... ;-)

Poza tym głodówka może być oczyszczająca.

Anonimowy pisze...

Bo to jest tak... Moja współlokatorka mówi na mnie głodomór, ale bynajmniej nie dlatego, że na niego wyglądam, a dlatego, że widzi, ile ja jem. Niestety nie przekłada się to na ciało. Mam okresy tycia - latem i chudnięcia - na zimę. Sprawdzałam hormony tarczycy, są w porządku, także taki po prostu urok mojej szybkiej przemiany materii. I nie jestem chuda, jestem szczupła. :-P

A że szczupła i wysoka...

~green

N. pisze...

Hm... ciekawie to wygląda.

Anonimowy pisze...

Google wyrzuciło ten wpis bloga po wpisaniu słów "Mag Fowles" na pierwszym miejscu i musze przyznać że bardzo dobrze się spisał. Czytałem książkę kilka lat temu. I muszę się całkowicie zgodzić z recenzją/opisem. Bardzo trafny. Ja również zmagałem się z pierwszą częścią książki, robiąc spore pauzy miedzy kolejnymi podejściami, ale od pewnego momentu zaczyna się ją czytać wyśmienicie. Pewnie również dlatego, że problemy poruszane w książce dotyczyły w jakimś stopniu i mnie. Może dlatego właśnie nie odbierałem tej książki "z pozycji świadka" ale mocno się zaangażowałem.
Nie lubię przesadnie rozbudowanych "opisów przyrody" i nie cierpię patosu, których w książce niestety nie brakuje. Jednak ogólna ocena tej książki przeze mnie jest bardzo wysoka. Pewnie kiedyś do niej wrócę. Polecam.

Anonimowy pisze...

Trafiłem tu, szukając odpowiedzi o jaką zdradę osądził Conchis, Nicholasa. I nie znalazłem jeszcze odpowiedzi, więc będę musiał poczekać do następnego dnia i przeczytać kolejne rozdziały. szkoda ;) pozdrawiam