Muzyczny towarzysz



niedziela, 29 listopada 2009

Naczelny Antyfacet Rzeczpospolitej Polskiej




      W dzisiejszym poście chciałbym Wam zaprezentować dość ciekawą osobę. Marcin Boronowski, wykładowca Uniwersytetu Wrocławskiego, jest nietypowym mężczyzną. Jego wyjątkowość polega na tym, iż ubiera się w kobiece stroje, choć nie jest ani transseksualistą, ani transwestytą. Ów wybór podyktowany jest względami ideologicznymi, sprzeciwem wobec norm kulturowych dotyczących ostrego podziału na płcie, między innymi w zakresie odzieży. Antyfacet sprzeciwia się jakimkolwiek objawom seksizmu nałożonego na męskie role społeczno-kulturowe, nie tylko dotyczącego szat zdobiących człowieka, ale także wszelkich oczekiwań stawianych ludziom wyłącznie na podstawie ich przynależności płciowej.

      Tutaj macie krótki materiał z TVP Wrocław z 01.IV.2008 r., czyli osiem lat po pierwszym wyjściu na ulicę w wysokich obcasach i spódnicy:



      Logika jest prosta - skoro istnieje społeczne przyzwolenie na to, by kobiety chodziły chociażby w spodniach, wkładały krawaty, tudzież glany lub bezpłciowe sportowe buty, to z jakiego powodu mężczyźni nie mogą nosić sukienek lub szpilek? Do tego, jak argumentuje Antyfacet, męski ubiór posiada znacznie mniej walorów użytkowych (niewygoda), jest mniej zróżnicowany w materiałach lub wzorach, a w butikach panowie mają zawężony wybór do kilku standardowych projektów. Szczerze mówiąc, ubóstwo wyboru podczas kupowania ciuchów zawsze mnie nieco irytowało. Czy taki stan rzeczy ma znajdować usprawiedliwienie w kulturowym fakcie, iż kobiety bardziej lubią się stroić? Natomiast, o ironio, większość znanych projektantów to mężczyźni. I to oni kreują trendy, decydują ma się nosić w tym sezonie.

      Na Antyfaceta ludzie reagują w najlepszym wypadku obojętnością, zaś w najgorszym agresją. Pierwsze to kurtuazyjne milczenie tych, których nie stać na bardziej zdecydowaną reakcję, ujawniającą prawdziwe nastawienie do osoby łamiącej genderowe normy. Ostatnie to przejaw zdecydowanego oporu przed czymś, co nie mieści się w zabudowanym murem zasad łbie, a obraźliwe słowa lub przemoc to jedyny sposób na poradzenie sobie z rozdźwiękiem dostarczanym przez zróżnicowaną rzeczywistość. Zresztą Marcin prosił już o ochronę policji, jednak został chyba zignorowany. Zastanawiam się, czy osoba doświadczająca np. ostrej dyskryminacji ze względu na kolor skóry zostałaby w naszym państwie tak samo potraktowana.

      Dzięki takim XX-wiecznym ikonom kultury, jak Marlena Dietrich lub Coco Chanel, kobiety uzyskały swobodę w doborze swoich strojów lub sposobu bycia. Wielki wkład w tej ewolucji miał ruch feministyczny, wygłaszający postulaty równości płci w szerokim zakresie (chociaż zaczęło się od dostępu do edukacji oraz prawa głosowania w wyborach). Takim sposobem paniom wolno prawie wszystko to, co panom (chociaż niektóre zachowania nadal spotykają się z naganą społeczeństwa), jednak nie odwrotnie. Dobrym przykładem jest tu jeden z moich znajomych, który zaczął studiować pielęgniarstwo. Zrezygnował po roku z powodu betonowego oporu wykładowców, stanowczo twierdzących, że zawód ten przeznaczony jest wyłącznie dla kobiet.

      Tak jak feministki, tyle że z innym biegunem, Marcin Boronowski sprzeciwia się "ufacetowieniu" mężczyzn, czyli włożeniu ich w sztywne ramy społeczno-kulturowe, ograniczające dostępne ubiory, zawody, zachowania, sposoby modelowania ciała itp. Jak sam mówi

Nie jestem przeciwko męskości, ale przeciwko jej sprymitywizowanej wersji, którą można określić mianem facetyzmu. Nie jestem też skonfliktowany ze swoją męską tożsamością. Ale rozumiem ją jako swobodę zainteresowań i postaw, odrzucam jedynie stereotypowo narzucone mężczyznom obszary zainteresowań.

      Nie wiem jak Wy, ale ja Antyfaceta popieram. Nie jestem skłonny nosić wysokich obcasów (choć uwielbiam, gdy robią tak kobiety) lub zakładać spódnic, lecz posiadam wiele cech psychicznych przypisanych do kobiet. Tak wykazał psychologiczny test na płeć mózgu, a i sam postrzegam siebie w ten sposób. Przyznaję, że niekiedy odczuwam ograniczenia co do ról męskich, co do przypisanej tej płci konstrukcji genderowej. Niestety, to nietypowo (w perspektywie dotychczasowych norm społecznych) pojmowane równouprawnienie potrzebuje jeszcze sporo czasu na osiągnięcie tego, co zdołał osiągnąć feminizm, choć pewne znaki już się pojawiają - np. metroseksualność. Ale to długi temat... i co sądzicie o Naczelnym Antyfacecie Rzeczpospolitej Polskiej?


Do poczytania:
  1. polscy faceci w szpilkach, reportaż Malwiny Lamch i Dawida Zielkowskiego
  2. antyfacet na szpilkach, wywiad Marioli Szczyrby
  3. Strona Antyfaceta

8 komentarzy:

N. pisze...

Ja też go popieram, bo jakby na to nie patrzył to jest silną osobowością,która nie jest zamknięta w rygorach mody przyporządkowanej do płci i nie boi się stanowczo postawić na swoim.Skoro pracuje na uniwerku to jest mądrym człowiekiem i jego wykłady zapewne cieszą się popularnością chociażby ze względu na jego indywidualność.

Łukasz pisze...

Pewnie cieszą się popularnością, jednak wydaje mi się, że raczej jako "wykład z dziwakiem" niż z kimś, kto mówi o interesujących rzeczach. Chyba trzeba wiele lat, a przynajmniej intensywniejszej obecności w mediach, by przełamać normy dotyczące ubioru.

N. pisze...

Jako naród jesteśmy nietolerancyjni i to szybko się nie zmieni.

Unknown pisze...

I to dlatego cywilizacja europejska upada. Bo jak może przetrwać cywilizacja, w której wszystko jest postawione na głowie, mężczyzna ubiera się jak kobieta, małżeństwo jest zawierane między osobami jednej płci, cnota jest powodem do wstydu i można by wymieniać jeszcze wiele absurdów. Ciężko mi stwierdzić na ile postawa bohatera tekstu jest powodowana chęcią buntu i "walczenia ze stereotypami", a na ile rzeczywistym pragnieniem ubierania się jak kobieta, ale moim zdaniem obie te motywacje nie usprawiedliwiają takiego zachowania. Robienie czegoś na przekór wszystkim jest równie niemądre jak robienie czegoś bo wszyscy to robią, natomiast motywacja, bo "ja tak chcę" jest nieprzekonywująca i wynika właśnie z kształtu współczesnej kultury, zgodnie z którą każdy może realizować nawet najbardziej absurdalne zachcianki. Uważam, że człowiek powinien zaakceptować swoje ograniczenia, jeżeli tego nie zrobi to będzie postacią tragiczną. Można powiedzieć, że w tym przypadku nie są to żadne ograniczenia naturalne (bo Antyfacet nie chce zmienić swojej płci, co by było ingerencją w naturę), a jedynie społeczne. Cóż, jak zwykle jest to kwestia opinii, ale moim zdaniem słuszność miał Joseph Conrad opisując człowieka pozbawionego cywilizacji, konwenansów i norm społecznych. Tak samo jak Conrad uważam, że pozbawieni tych okropnych "ram społeczno-kulturowe" zamienimy się w zwierzęta, problem w tym, że zgodnie z powszechnie panującą opinią wtedy człowiek osiągnie maksimum swoich możliwości.
Tak w ogóle, to chyba nie znam żadnego mężczyzny, który by narzekał na mały wybór krojów ubrań (oczywiście to nie znaczy, że ktoś nie może odczuwać tego braku), problem wydaje się być co najmniej błahy, chyba są ważniejsze.
Wiem, że sporo w moim komentarzu dyskusji z samym sobą/opiniami innych osób, a stosunkowo mało odniesień do Twojego tekstu, ale myślę, że zarówno osoba Antyfaceta jak i poparcie dla niego są owocem upadającej kultury europejskiej, a mój komentarz jest refleksją, która mnie naszła dzięki lekturze Twojego tekstu.
Pozdrawiam

Łukasz pisze...

Paweł - bardzo ciekawy komentarz. Odpiszę Ci jak będę miał czas :-) Szkoda, że tak późno go odkryłem.

Łukasz pisze...

Śmiem stwierdzić, że cywilizacja europejska upada już od kilku dobrych wieków. Dlaczego? Bowiem ciągle, na przestrzeni setek lat, zmieniają się normy kulturowe, co jest nieodłącznym elementem procesu przedłużania się okresu życia danej cywilizacji. Od pokoleń ludzie mówią, że "świat schodzi na psy", że "upadają wartości" i tak dalej. A co tak naprawdę się dzieje? Otóż dzieją się ZMIANY, do których wrośnięci w stary system ludzie nie mogą się przyzwyczaić.

De facto takie "postawienie świata na głowie", niwelacja ról płciowych, podziału na orientacje seksualne, wolność w byciu tym, kim chce się być, jest właśnie kontynuacją spuścizny cywilizacji europejskiej. Jedynej, która stawia wolność jednostki nad ograniczenia. Wszystkie inne kultury, najczęściej te oparte na władzy religii, ograniczają wolność, stawiając absurdalne zakazy. Tylko cywilizacja zachodnia daje człowiekowi wolność, a Antyfacet jest żywym przykładem na to, w jaki sposób można w pełni z tego dobra korzystać.

Anonimowy pisze...

Skoro o mnie mowa, to podchodzę to płotu (tablicy).

1. Cywilizacja europejska nie upada, lecz się umacnia - jako miejsce, w którym każdy człowiek jest szanowany i może korzystać z jak najszerszego zakresu praw. Nie jestem niczyją własnością, więc to JA będę decydował, jak wyglądam, jakie rzeczy noszę, i jakie doznania z tego tytułu otrzymuję. Społeczeństwo nie będzie mi dyktować, co wynika z moich męskich narządów, a co nie. Skoro nie urodziłem się za karę, nie będę uznawał żadnej deprywacji z tytułu przynależności płciowej. Co mi się podoba, z tego będę korzystać.
2. Odzież nie jest rzeczą błahą, bo przekłada się na doznania zmysłowe, higienę i poczucie estetyki własnej. Samce uczone być "mężczyznami" są celowo przyuczane do znoszenia doznań prymitywnych, jaką daje twarda, gruba i zakrywająca odzież "męska". W przeciwieństwie do Pawła, znam osoby męskie, które mają dość badziewia kulturowo nakazanego im do noszenia i ubóstwa zdobniczo-kosmetycznego, ale przy klimacie społecznym panującym wokół męskości, boją się wychylić. Gdy panuje taka jednomyślność, na którą powołuje się Paweł, to najprawdopodobniej mamy do czynienia z terrorem. W Korei Płn. też jest jednomyślność, nieprawdaż? Z samej zasady nieoznaczoności wynika, że nie można zagwarantować 100% dokładności żadnego procesu fizycznego, a w przypadku męskiej roli płciowej, wszyscy męskoorganowi mieliby akceptować kulturowy dyktat?
3. Moje postępowanie NIE jest absurdalne - absurdalne byłoby spędzanie mojego niepowtarzalnego życia w męskim prymitywie. Męskość natomiast NIE może być ograniczeniem poza bazą biologiczną determinującą sposób uczestniczenia w rozrodczości, a ja podważam tylko absurdalne normy społeczne, wg których członkowie kast płciowych żyją niemal w zupełnie innej rzeczywistości.
4. Paweł wspomniał wśród tych niby absurdów współczesnego świata świadczących o jego degradacji "małżeństwa" osób tej samej płci. Czy świat cieszył się świetnością, gdy homoseksualiści musieli się kryć ze swoimi partnerami (jak obecnie wciąż w Polsce?) i gdy ich wieloletnie pożycie w związku, wspólne gromadzenie majątku, dla instytucji państwowych było niewidoczne? Gdy traktowani byli jako sobie obcy? Jeśli na tym miała polegać ta świetność cywilizacji, jej uporządkowanie, to lepiej, by w tę planetę zniewolenia i opresji walnęła kometa i zgasiła to wszystko jak najprędzej. Póki co, są nadzieje na czynienie życia bardziej godnym, i wynikają one z cywilizacji europejskiej, jej upodmiotowienia jednostki ludzkiej, dostrzeganie podmiotu w zwierzęciu i innych "fanaberiach" z punktu widzenia autorytaryzmu, kolektywizmu, specjeszyzmu itp.

Pozdrawiam,
Antyfacet RP

Anonimowy pisze...

http://www.wroclawek.com/news,single,init,article,11146

rozmowa z antyfacetem